wtorek, 31 marca 2020

Aaron Tarcher - psychoanalityk Danieli - reminiscencja.

Daniela miło wspominała swoją psychoterapię bez kozetki. Zaliczyła aż 100 takich posiedzeń , w Wichrowym Mieście . Sesje zawsze odbywały się po zmroku. W czasie terapii pisała opowiadanie "Cmentarne Nowele" - gdzie  główna bohaterka - Karolina Podjudzacz  - z wykształcenia archeolog pracuje w agencji reklamowej po  studiach w Wielkim Mieście i prześladuje swoich podwładnych. Aaron miał 70 lat, ale był nadal bardzo przystojnym mężczyzną. Miał piwne oczy i kruczoczarne mimo wieku włosy. Hipnotyzował Danielę. Ale nie kochała się w nim. Aaron często spoglądał na zegar ścienny umieszczony tuż nad głową Danieli. Daniela raz mu zarzuciła - że  - toż to niesprawiedliwe ! Powiedział, że fakt, to niesprawiedliwe. Daniela zaś często patrzyła na zegarek. Wnosiła mnóstwo treści w terapię, wiele snów, wiele opowieści z życia codziennego.. Czasem sesje odbywały się wczesnym rankiem, a czasem po zmroku. Daniela wspomina spotkanie genogramowe - gdzie rysowano relacje rodzinne. To nią tak wstrząsnęło - że zemdlała. Aaron dobudził ją jednak klepaniem w wychudły policzek i polał ją zimną wodą mineralną. Kiedy Daniela doszła do siebie, powiedziała, że - wystrzeliło mnie Panie Aaron w kosmos. "Jak to  - Pani Danielo - dlaczego? -Co się stało z Pani Ciałem?". Daniela przez dłuższy czas nie mogła odpowiedzieć. Wciąż się trzęsła. Powiedziała analitykowi, że  - miała być chłopcem. Tak rodzice sobie zażyczyli. Że miała mieć na imię Daniel i mieć niebieskie oczy. Aaron unikał kontaktu cielesnego, ale teraz - po dobudzeniu Danieli - położył Jej dłoń na ramieniu. Daniela pamiętała jego słowa: na sesjach będziemy także zajmować się Pani ciałem. A tam, gdzie porusza się trudne tematy - tam się pogarsza. To była 95- a sesja. Zostało jeszcze 5. Spotkanie genogramowe trwało zaś 4 godziny. Aaron Tarcher powiedział, że genogramu już nie będziemy rysować, że odkłada go do szafy.. Daniela się zaczerwieniła. Bała się ciszy. Powiedziała, że 3 lata przed nią narodził się chłopczyk. Miał poważną wadę letalną. I zmarł już po narodzinach. To na jego cześć dostała Imię. Aaron delikatnie powiedział - a raczej wspomniał: Pani Danielo, nosi Pani imię umarlaka. Niech Pani opowie ostatni sen. A więc Daniela wzięła głęboki wdech i zaczęła opowiadać: "Wszystko toczyło się na lokalnym cmentarzu komunalnym. Trwał bal, była jesień, wszyscy byli odświętnie ubrani, także Ja. Nagle zaczęła wybijać Północ. Zza grobu szlacheckiego pradziadka wyszła Kobieta z latarnią i  rzekła: Danielo, już czas do domu, idź, wyśpij się" Daniela nagle zaczęła słyszeć ujadanie psów, wycia, piski. Zaczęła uciekać Cmentarna brama zaczęła obniżać się w dół. Daniela z trudem przecisnęła się pod Nią. Ale uciekła i usłyszała głos zmarłego Brata: Daniela ! Daniela  ! Wracaj. I rozpłakała się  - opowiedziawszy sen. Aaron poklepał ja po ramieniu i dał chusteczkę. Daniela się uspokoiła. Kiedy wracała do domu z Wichrowego Miasta do swego mieszkania w Wielkim Mieście, czuła się już spokojna. Nie wiedziała jednak, że najgorsze przed nią. Przyjaciółka Danieli - Elle ostrzegała ją przed terapią. Że rozwala jej emocje. Daniela jednak jechała ostrożnie i puściła w seiczencie łagodną muzykę relaksacyjną. A była prawdziwą melomanką: uwielbiała Tori Amos, Fionę Apple oraz norweski zespół Secret Garden. A także hymny anglikańskie.

Ps. Zapraszam także na Księgę Nocy Blogspot. 

sobota, 28 marca 2020

Początek Wielkiego Oczekiwania.

Nazywam się Daniela Werowska i mam 30 lat. Urodziłam się 19 maja 1970 roku w Wichrowym Mieście. Jestem pracownikiem korporacji. Z wykształcenia jestem filologiem. Cierpię na nerwicę i depresję. Uwielbiam sherry, kawę i papierosy. Po Kraju podróżuję swoim niebieskim seicentem. Kraj Lessów leży na południu Północnego Kraju. W Wielkim Mieście zostawiłam przyjaciół i rodzinę. Jestem protestantką. Jestem też potomkinią lokalnej szlachty.

Do Werowa przybyłam pierwszego lipca 2000 roku. Wiosna byłą niezwykle duszna i gorąca. Wzięłam dwa miesiące bezpłatnego urlopu, żyję już i tak na kredyt. Mam za sobą dwie próby samobójcze. Pierwszej dokonałam na studiach, połykając siedem tabletek Afobamu. Na szczęście wszystko zwymiotowałam. Drugiej próby dokonałam niedawno, nad Nową Rzeką, tnąc się. Na szczęście przeżyłam. Trafiłam do Pani Doktor i do bioenergoterapeuty. A to wszystko po nieudanej psychoterapii, zachęcona do niej przez mojego brata, który sam jest psychologiem. Rodzina moja , rodzice i brat zostali za Wielką Wodą. Jestem sama jak palec. Przeszłam też ustawienia systemowe. Z nich wynikało, że to Ja jestem kozłem ofiarnym.Trafiłam też do bioenergoterapeuty, który powiedział, że przeżyłam, bo mam mocnego Anioła Stróża. I że czeka mnie świetlista przyszłość. Jednak zalecił on poszukiwanie specjalisty, który trafi w lek.

Pani Doktor, do której trafiłam, rozpoznała zaburzenia lękowo – depresyjne. Dostałam Xanax i Seroxat. Jestem wrakiem człowieka. Nienawidzi on zdaniem kolegów i koleżanek inteligentnych ludzi. A pracuję w agencji reklamowej. Jestem odludkiem. Po prostu, stronię od ludzi.

Piszę wiersze, co mi pomaga. Jestem romantyczką. Uwielbiam patrzeć w nocne, rozgwieżdżone Niebo. I w Księżyc. Piszę poezję. Nie mam narzeczonego.

Werów leży na Południu Kraju. Otoczony jest wspaniałymi wzgórzami pełnymi strumieni i wąwozów. Jestem jednak Dzieckiem Nocy. Mój pierwszy sen z dzieciństwa to obraz milionów Księżyców i mnóstwo rowerów naokoło nich. Uwielbiam słuchać relaksującej muzyki. To podobno podnosi poziom serotoniny. Jednak z cukru i soli zrezygnowałam całkowicie.

Podobam się mężczyznom. Mam piwne oczy po odległych przodkach i kasztanowe włosy, które pod Słońce wydają się być czerwone. Jako dziewczynka cierpiałam na zaburzenia odżywiania. Kiedy mam dobry okres tyję, kiedy przeżywam lęki i łapie doły – chudnę. W każdej pracy podpadałam szefom. Dążę do tego jednak, by być w pełni niezależną kobietą.

Ukochany Werów to wioska na szczycie której stoi Dworek. Parter jest murowany, strych jest drewniany. Został wzniesiony przed Potopem Szwedzkim, przez moją Przodkinię, Ariankę, Adelajdę Pent. Adelajda była kobietą – samoukiem. Byłą astronomem, zajmowała się astrologią też jak i ziołolecznictwem. Korespondowała z najtęższymi głowami zachodniej Europy. Zniknęła w tajemniczych okolicznościach, zostawiając Męża i dwójkę dzieci.

Dworek był już wielokrotnie remontowany. Rodzice i Brat zza Wielkiej Wody przysyłali mnóstwo pieniędzy na jego remont, akurat kiedy Ja byłam w Wielkim Mieście. Dworkiem opiekuje się Pani Czyściocha, która uwielbia gotować, sprzatać, prać oraz kocha jak Ja koty i psy. Dworek wielokrotnie przewijał się w moich snach, na strychu jest Galeria Przodków. Boję się tych portretów, łypią na mnie oczami. W dzieciństwie często uciekałam do piwnicy, by przeżyć lato. Zaczęłąm nawet pisać "Pamiętnik ze świata ciemności". Bo upały mnie dobijały. A rok 2000 był wybitnie upalny.

Nad Krajem Lessów ścierają się dwa klimaty: podzwrotnikowy, i polarny. Klimat mamy iście szalony. Przepowiadacze Pogody ukuli nawet termin: żyjemy w Kraju o umiarkowanym klimacie i o nieumiarkowanych wahaniach. Nie trzeba wyjeżdżać za Granicę, by poczuć się jak na Południu Europy. Zresztą boję się latania samolotami. Wszędzie przemieszczam się swoim seicentem, albo busami lub autobusami.

A teraz kilka słów o Adelajdzie Pent. Jak wspomniałam, była Arianką, przez co stała nieco z boku swojej Rodziny. W annałach dworku odkryłam, że zbudowała lunetę wcześniej niż Galileusz. Była samoukiem. Reszta jej familii była kalwińska. Z jej pamiętników pozostały strzępki. Pisała po polsku i po łacinie. Dwa lata lektoratu łaciny na filologii polskiej pozwolił mi na odczytanie tych urwanych informacji. Kiedy nadeszła Kontreformacja, Adelajda ze szczytu Pagórka obserwowała z oddali płonące dworki innowierczej szlachty. Prawdopodobnie uciekła na koniu na Południe, nie zostawiając żadnego śladu.

Kraj Lessów to kraina mlekiem i miodem płynąca. Pełno jest gorących, cudownych źródełek. Pełno jest dzikiej przyrody. Kiedyś zachęcałam okolicznych Rolników, których pracę niezwykle szanuję, do agroturystyki. Niektórzy posłuchali mej rady. Sama sobie organizuję ten wypoczynek.

Panicznie boję się pająków i innych owadów. Jednak dworek był od nich zupełnie czysty. Po przyjeździe od razu zabrałam się za przemeblowanie parteru i gruntowne porządki, a Pani Czyściosze dałam wolne.

Biorę garściami Afobam. Palę papierosy . W weekendy piję sherry. Swoim zachowaniem i histeriami spowodowałam, że wszyscy ode mnie uciekają.  Mam dwa miesiące, by uporządkować swoje życie. W dzień śpię, żyję w nocy. W dzień szczelnie zasłaniam żaluzje. Musiałam przerwać psychoanalizę bez kozetki.

Żyję od świtu do zmierzchu, od zmierzchu do świtu. W dodatku niedawno zmącił mój spokój fakt, że odkryłam dzięki Internetowi swoje żydowskie pochodzenie. Więc jestem Lessanką i Żydówką. Zresztą od dziecka byłam inna. Co wmawiali mi wszyscy naokoło. Byłam kozłem ofiarnym. Nienawidzę dużych miast. Nienawidzę Wichrowego Miasta ani Miasta Wapieni. Lato spędzam w piwnicy, przynajmniej dnie, byle jakoś funkcjonować. Kiedyś byłam histeryczką, teraz wszyscy dali mi spokój. Nie mam żadnych powierników w realu, tylko same znajomości internetowe.

Przeszłam ustawienia systemowe. Widzę i czuję więcej. Ludzie ode mnie uciekali często, bo czytam z nieświadomości zbiorowej. Kocham jak moja przodkini astrologię, astromancję i wszystko co niezwykle. Parny rok 2000 to rok nadziei. A mam mocnego Anioła Stróża. Ma na imie Marek. Często widzę eklipsę Słońca i księżyca. 
 
 W salonie Dworku na Wzgórzu znajdowała się galeria przodków protestanckiej Danieli Werowskiej. Obrazy nocami łypały oczami. Lepiej było nie zapalać lamp ! Wodziły za wzrokiem oglądaczy - jak na obrazie "Mona Liza". Daniela wróciła seicentem z niedzielnego, porannego nabożeństwa. Zaparzyła bezkofeinowej kawy a potem w oknie zapaliła słabego papierosa. Pastor Thadeus Thor miał dziś wyjątkowo dobry humor. Nawet będąc kalwinistą - można cieszyć się życiem. Po porannym spacerze nad łąkami - Daniela sięgnęła po ukochaną książkę z dzieciństwa - po serię "Emilka" Lucy Maud Montgomery. Przed przyjazdem do Werowa przeszła tak zwane ustawienia systemowe. A pomógł jej w tym jej Anioł Stróż - Marek. Ale wróćmy do Galerii . Najwyżej - nad wejściem do pokoju gościnnego - gdzie wychodziło się na przepiękny balkon - wisiał portet opisywanej już Adelajdy Pent. Tuż po lewej od wejścia - portret Samuela Werowskiego - który był prapradziadkiem Danieli i wróżył z gwiazd. Tak, był astromantą ! Inne portrety były nieznane Danieli. Często wycierała pajęczyny. Pani Porządnicka dostała urlop. Był akuratnie lipcowy nów Księżyca. Daniela wyjęła swoją ceglastą komórkę i zadzwoniła do Ojca zza Wielkiej Wody.
- Witaj Córa ! Co słychać? - odezwał się męskim, niskim, zachrypniętym głosem.
- Odpoczywam, Tatku, odpoczywam. U nas siermiężna mgła i widać eklipsę !
- A  u nas środek nocy. Mama Iga słodko śpi, twój braciszek ma urlop, i też już śpi. Kiedy odbierasz wyniki badań?
- Pierwszego września . To jeszcze dwa miesiące. Ale postanowiłam w Werowie się urządzić raczej na stałe. Zamierzam udzielać korepetycji.
- Bardzo dobrze Danielko!
- Pożegnałam się z Wielkim Miastem raz na zawsze.
- To dobrze - odparł Stanley Werowsky. Pamiętaj o sobie i coś jedz. Sama gotujesz?
- Tak Tatku, zupy warzywne.
- Może wreszcie znajdź sobie kogoś.
- Na razie nikogo nie potrzebuję.
- Ale pamiętasz słowa Adelajdy Pent? Lepiej pod byle jakim płotem niż w szczerym polu.
- Pamiętam.
-Tatku, odezwę się jutro, OK? Koty domagają się karmienia.
- Dobrze Córa. Jedz coś i wysypiaj się. Na nas zawsze możesz liczyć.
Daniela odłożyła ceglastą komórkę , sięgnęła po słabego elema i wypiła łyk kawy bezkofeinowej.

Stanley Werowsky wyemigrował za Wielką Wodę w 1998 roku, razem z żoną Igą i synem Sylwestrem. Mocny charakter ! Urodzony pod znakiem Bliźniąt, wesoły, rozgadany i towarzyski. Nad życie kochał swą żonę i dzieci. Zawsze wpajał Danieli porządne wartości. Z wykształcenia był oblatywaczem samolotów. W Starym Kraju zrobił licencję pilota boeingów. Iga była urzędniczką, zaś Sylwester psychologiem i pedagogiem, podobnie jak Daniela. Zamieszkali w Nowym Jorku. Daniela w 2000 roku zakupiła - jak już było mówione -  seicento oraz ceglastą komórkę za pieniądze, które zaoszczędziła w pracy w korporacji. Stanley - jak to Stanley - był ciekawski świata. Inżynier lotnik, troszkę też chemik - o emigracji za Wielką Wodę podjął decyzję w jednej chwili. Daniela jednak w przeciwieństwie do reszty familii niezbyt chętnie opuszczała Stary Kraj. Stanley był czasem surowy , a czasem beztroski. Dzięki Tacie, Daniela  - tam gdzie mogła, pomagała ludziom. Wielką uwagę dzięki Ojcu i Bratu  - przyglądała się snom. Stanley był prawdziwym twardzielem. Daniela panicznie bała się latania samolotami, zaliczyła tylko raz - lot helikopterem. W pobliżu Werowa było bowiem małe lotnisko. Zaś prababcia Danieli w czasie II Wojny Światowej zajmowała się alianckim krypto - lotniskiem. Tak więc wszystko, co związane z Niebiosami - cały czas przewijało się w jej snach  i tematach rozmów. "Stanley, och Stanley - twarda sztuka" - tak o papie naszej głównej bohaterki mówiła Pani Porządnicka. 
 
 Daniela przebudziła się tuż przed świtem. Załączyła ceglastą komórkę, zażyła pigułki i wyszła na pole. Nikogo nie spotkała. Telefon milczał. Nikt nie dzwonił. Po obchodzie swojej wioski - zabrała się za czytanie pamiętników Adelajdy Pent - pierwszej kobiety w rodzie - Arianki. Adelajda Pisała po łacinie. Trzy lata lektoratu na filologii polskiej w Mieście Wapieni  - pozwoliły jej na czytanie ze zrozumieniem. W niedzielę zawsze gotowała sobie zupę pomidorową. Po spacerze zabierała się też za dzwonienie do Rodziny. Tym razem wybrała numer Mamy Igi.
- Mamo, to Ty?
- Tak Danielko.
- Co porabiasz?
- Zapomniałam, że w Kraju Wąwozów jest dzień, a za Wielką Wodą już noc.
- Wypiłam na śniadanie mleko. Mam słabe zęby i kości, więc mleka nie żałuję. Na obiad zupa pomidorowa. Zażyłam tabletki szczęścia i wyszłam na obchód wioski. Pustki.
- Nie zapominaj o sobie. Masz się oszczędzać. Co jeszcze robisz?
- Noc Mamo była piękna, gwiaździsta. Lubię kontemplować Księżyc i eklipsy słoneczne.
- Masz to po Stanley'u. Jesteś romantyczką Danielko.
- Tak, Mamo - Romantyczką.
- Odpoczywaj, będziemy w kontakcie.
- Pa Mamo, pozdrów wszystkich.
- Trzymaj się Danielka !
Lato dwutysięcznego roku było zimne i deszczowe. Takie Daniela kochała.
W Niedzielę zawsze tylko zupa i mleko.
Nabożeństwa oglądała w telewizji satelitarnej.
 
 Daniela przebudziła się nad ranem i zażyła tabletki szczęścia.
Wystawiła śmieci przed dom i poszła do łóżka.
O szóstej dziesięć - było już widno - wybrała się ze swoim kocurem zwanym Kiciusiem  - na obchód wioski. Zabrała okulary przeciwsłoneczne, by obserwować Lipcowy Nów Księżyca. Doszła do głównej Drogi, łączącej Werów z Miastem Wapieni. Napotykała samych Dobrych Znajomych i Nieznajomych. Każdego nazywała Aniołem. Wróciła po dwudziestu minutach do domu, i zaparzyła mocnej melisy z miętą oraz bezkofeinowej kawy. Sprawdziła ceglastą komórkę - nikt nie dzwonił.
Wyszła na taras, by dzięki przypalonej szybce obserwować Lipcowy Nów Księżyca.
Zaobserwowała ukochaną Eklipsę ! Oraz olbrzymie halo wokół Słońca. Potem wzięła gorący prysznic i zabrała się za lekturę wspaniałej Lucy Maud Montgomery. 
 
 Daniela przebudziła się o 5.15. Zażyła tabletki szczęścia, zaparzyła multum kaw bezkofeinowych oraz słabe lurowate, i wyszła na pole. Wróciła dopiero o 7.10. Spacerowała - uwielbiała to. Ceglasta komórka milczała. Po dwugodzinnym spacerze załączyła swój komputer. Spisywała w nim swoje sny, oraz poezję. Niebo było tuż po nowiu. Doszła do głównej arterii Werowa, gdzie napotykała zazwyczaj karetki i radiowozy. Wróciła zrelaksowana z ulubioną kawą sypaną oraz rozpuszczalną. Środy były dniem odpoczynku. Wtedy Daniela odpoczywała po obserwacji nocnego rozgwieżdżonego Nieba. Pozdrawiała znajomych, pozdrawiała sąsiadów. Pani Porządnickiej dała urlop na czas nieokreślony. Sprzątała zaś w piątki. Była osobą mocno wierzącą. "Wiara czyni cuda" - to zawsze jej powtarzała prababcia Róża. Daniela wyłączyła telefon, wyłączyła komputer - i rozpoczynała środowy relaks, po nocnych obserwacjach oraz spacerze w świetle wschodzącego Słońca.
 
 

piątek, 20 marca 2020

Adrian Tinniswood - Brytyjska monarchia od kuchni - przypomnienie doskonałej książki na czas kwarantanny.

Znalezione obrazy dla zapytania Adrian Tinniswood - Brytyjska monarchia od kuchni.Książkę pochłonąłem w jedno zimowe popołudnie, a zamówiłem ją w Świecie Książki. Pasjonatem Windsorów jestem od 1997 roku - od czasu kiedy to u mojej Śp. Babci Jadwigi oglądałem pogrzeb Lady Di, na czarno - białym telewizorze. Jak to sama królowa Elżbieta zwykła mawiać, w Zjednoczonym Królestwie działają siły, o których nie mamy pojęcia.

Czu monarchia przetrwa? Być może tak, być może nie. Windsorowie są długowieczni. Królowa Elżbieta Matka dobiła do 102 - lat, jej córka przekroczyła już setkę.

Wiadomości z życia brytyjskiej monarchii podbijają media, a losy Windsorów śledzą miliony ludzi na całym świecie.

Książka została napisana ze swadą. Bardzo dobrze się ją czyta. A wydało tę książkę wydawnictwo Bellona. Moje ulubione też zresztą. Książka jest dobra dla nie - historyków także. Śmiało mogą po nią sięgnąć nie - historycy. Zachęcam do lektury, książka może być wspaniałym prezentem na Święta !

Osobiście uwielbiam Elżbietę Drugą. Lady Di kochałem, a księcia Filipa nie lubię. Mam takie swoje monarchiczne sympatie i antypatie.

Zachęcam do lektury !

poniedziałek, 2 marca 2020

Patrick Graham - Apokalipsa według Marii. Ludzkości zagraża niosący zagłade wirus.

źródło zdjęcia: Lubimy Czytać.

Książka na czasie. Wypożyczyłem ją w ulubionej bibliotece za rogiem, i pochłonąłem w jeden dzień.
"Marie Parks, młodą agentkę FBI - dręczą powracające wizje przeszłych i przyszłych wydarzeń. Dzięki nim, dzięki zdolnościom parapsychologicznym - udaje się jej wytropić kilku seryjnych morderców".

Książkę czyta się jednym tchem. Wartka akcja, świetne zwroty akcji. Prawdziwa dynamika ! Dawno nie czytałem tak mocnej książki. A i książka - jak wspomniałem - na czasie. Do tej publikacji będę powracać. Lubimy się bać ? Czasem lubimy. Lubimy gęsią skórkę na własnym ciele? Czasem lubimy. Bardzo dobry thriller, wciągający od pierwszych stron. Kiedyś czytałem szwedzkie kryminały, teraz czas na anglosaskie dziełka. Serdecznie polecam Czytelnikom bloga. Warto przeczytać !

PS. Książkę zamierzam przeczytać jeszcze raz. Na oddanie mam trzy tygodnie !

niedziela, 1 marca 2020

Lucy Maud Montgomery - Emilka z Księżycowego Nowiu.

źródło zdjęcia: LUBIMY CZYTAĆ.

Książkę zakupiłem w Kolporterze, tuż za rogiem. Była to jedna z ulubionych lektur mojego dzieciństwa, a w piwnicy mam jeszcze kilka starych wydań. Przyznam, że mam wyobraźnię bardzo plastyczną, i wyobrażam sobie czytany tekst. Jak to moja jedna Znajoma internetowa podsumowała: mam kontakt z czasami, które czytam. Książka wciągnęła mnie do reszty, a lekturę dawkowałem sobie powoli. Emilka jest wrażliwą duszą, może nawet nadwrażliwą. I takich bohaterów kocham. Kiedy traci Ojca, trafia do surowych ciotek kalwinistek na wychowanie. Ale nie poddaje się, i jest sobą. Z wolna ewoluuje z nadwrażliwego dziecka, w dorosłą kobietę. A to wszystko w klimatach tak ukochanych przeze mnie - klimatach wiktoriańskich. Polecam tę lekturę wszystkim Czytelnikom bloga. Emilka jest - przyznam - zbliżona do mojej Danieli z "Wielkiego Oczekiwania". Lubię wracać czasami do klimatów swego dzieciństwa - a klimaty wiktoriańskie są memu sercu niezwykle bliskie. A teraz czeka na mnie słaba kawa rozpuszczalna, szukanie w piwnicy starych tomów "Emilki". No i pisanie "Wielkiego Oczekiwania". Lucy Maud Montgomery to ikona sama w sobie. Polecam !