wtorek, 26 listopada 2019

poniedziałek, 25 listopada 2019

Dalszy fragment Wielkiego Oczekiwania - Adelajda Pent.

Znalezione obrazy dla zapytania superksiezyc źródło zdjęcia: Antyradio.

Adelajda Pent. To moja odległa pra - przodkini. Była arianką i astronomem amatorem. Sama zarządzała dworkiem na Wzgórzu. Z oddali obserwowała płonące kalwińskie i ariańskie zbory. Pożoga wojenna ominęła jednak Werów. W salonie na parterze był jej autoportret. Wysoka, chuda, koścista, z zapadniętymi kościami policzkowymi, prawdopodobnie o piwnych oczach. Wszystko  - jak to Arianie- rozdała mieszkańcom Werowa i okolicznych wiosek. Biegle posługiwała się łaciną i greką. Nawiązała kontakty z wieloma myślicielami z Zachodu Europy. Była też - tak jak i Ja - odludkiem. Co ciekawe - nie zachowały się żadne jej listy ani jej pamiętniki. W dolinie Nowej Rzeki -  był maleńki domek, w którym mieszkał Joachim Ferrum - miejscowy alchemik i astrolog. Wspierała go hojnie, chociaż - jak to wszystkim Arianom - nie zależało jej na pieniądzach ani na żadnych wartościach materialnych. Lubiła go odwiedzać zwłaszcza latem. Dolina Nowej Rzeki działała na Adelajdę uspokajająco. Rodzina jej - bliższa i dalsza - była rozproszona. Nocami - zgodnie z miejscowymi legendami - zajmowała się astromancją - czyli wróżeniem z układu gwiazdozbiorów. Jak wspomniałam  - miejscowa ludność stworzyła o prapraprababce wiele pięknych legend. Rok 1660. Bardzo niespokojne czasy. Za sobą miała cały majątek. Niewiele wiadomo o mężczyznach z jej życia- poza moim praprapradziadkiem Michałem, którego poślubiła około 1655 roku. Szybko owdowiała - zostając z dwójką dzieci - Marianną i Aliną. W Dolinie Nowej rzeki był także maleńki zborek ariański, w którym - co niedziela - gromadziła się ludność z okolicznych wiosek i Werowa. Kwestie religijne bowiem w tamtym czasie - nie były nikomu obojętne.

środa, 6 listopada 2019

Fragment piszącego się "Wielkiego Oczekiwania".

 Znalezione obrazy dla zapytania księżyc w pełni źródło zdjęcia: Wikipedia.


Do Werowa przybyłam 1 lipca 2000 roku. Swoim małym, wysłużonym już seicentem. Od ponad roku, po ukończeniu filologii polskiej pracowałam w korporacji w Wielkim Mieście, 50 kilometrów od Werowa. Dało mi to mocno w kość, zwłaszcza Pan Wszystkowiedzący, mój szef. Mam 30 lat i życie za sobą. Werów to wioska położona w dolinie Nowej Rzeki i na Pagórku. Na Pagórku właśnie znajduje się dworek mojej rodziny.
Nazywam się Daniela Werowska i przybyłam do swej rodzinnej miejscowości.
Moi rodzice i brat są za Wielką Wodą. Zostałam sama, z planami, marzeniami i podejrzeniem raka piersi. Jestem po biopsji. Wynik 18 sierpnia. Guz wyczułąm po kąpieli w swoim wielkomiejskim mieszkaniu. Palę papierosy i uwielbiam sherry. Chciałam uczyć polskiego, jednak nigdzie nie było miejsca dla mnie.
Uwielbiam przyrodę. W Werowie mamy dworek na Pagórku i przylegającą do niego olbrzymią łąkę w Dolinie. Zostałam zwolniona z pracy. Przezyłam mobbing. Podobno jestem inteligentna a takich ludzi się nie lubi. Przynajmniej w Kraju Wapieni. W Kraju Lessów jest inaczej. Półtora miesiąca oczekiwania . Na wyrok być może. A do mężczyzn nie mam szczęścia. Żadnego. Dlatego od pięciu lat jestem sama.
Dworek był w czasach PRL – u muzeum, w 1990 roku władze Nowego Kraju nam go zwróciły. Uwielbiam patrzeć w księżyc i nocne rozgwieżdżone niebo. I uwielbiam Perseidy. Wtedy to idę obserować spadające gwiazdy na łąkę. Mam problemy z zębami. Interesuję się też astrologią.
Jestem szatynką i mam piwne oczy. Noszę okulary, szkieł kontaktowych nie toleruję. Zostałam sama. A w Werowie nie byłam od roku.
Jaki piekny tu krajobraz! Dworek jeszcze wymaga remontu, tylko parter nadaje się do zamieszkania.
Wśród swoich przodków mam Adelajdę Pent – ariankę, która zajmowała się astrologią i astronomią. Obroniła wieś przed tumultem rozwścieczonej armii wroga zza morza.
Nurtuje mnie sąsiadka dworku – Zielarka. Magister farmacji, która choć leciwa, nadal nie może zapomnieć jednej rodzinie wydania swego narzeczonego Żyda o imieniu Samuel na śmierć. Zrobiły to dwie miejscowe rodziny. Sama nie rozumiem, dlaczego nie zmieniła miejsca zamieszkania.
Werów jest piękny latem. Latają tutaj nocami sowy i nietoperze. Miałam okazję na literacką karierę, jednak ją zaprzepaściłam. Podjechałam pod dom. Ogród zarośnięty, ale dom utrzymywała w czystości Pani Czyściocha. Rodzice suto jej płacili. Wysoka blondynka o zielonych oczach, niezmiennie szczupła i wesoła. Przywitałyśmy się i weszłyśmy do salonu. Od razu zwróciłam uwagę na portret praprababki Adelajdy. W salonie mieliśmy bowiem galerię portretów. Salon także służył za jadalnię. Podejrzewam u siebie żydowskie pochodzenie. Mój ojciec i brat wyglądamy tak samo. Wszyscy mi zazdroszczą oliwkowej karnacji – wystarczy, że przejdę się po mieście i już jestem opalona. Uwielbiam jednak noc. Jestem Dzieckiem Nocy. Lipiec zapowiadał się słoneczny. Po obiedzie zeszłam w Dolinę, do uroczego domku w którym przechowywano różne stare graty. To tutaj w dzieciństwie uciekałam , gdy mi było źle. Tendencje do depresji miałam od dziecka. Pani Ewa, czyli Czyściocha rozpłakała się, gdy jej powiedziałąm o podejrzeniu nowotworu. Zapytała, czy mam dobrego onkologa. Odparłam, że tak. Pani Ewa na noc wracała do siebie. Uwielbiałam ciszę i samotność. Dworek był położony na Pagórku z dala od drogi. I Wymagała remontu. ZA rok zza Wielkiej Wody mieli przybyć rodzice i brat. Brat był psychoanalitykiem. Jako ten najmocniejszy w rodzinie. Postanowiłam rozpocząć psychoterapię. W Sąsiednim Mieście. Wybór padł na psychoanalityka Arona Szewskiego. Nieodgadnionego bruneta w średnim wieku. Był bardzo tajemniczy w czasie rozmowy telefonicznej. Poza stanami lękowymi łapią mnie zaburzenia odżywiania. Lekarz rodzinny przepisuje mi Xanax bądź Hydroksyzynę. Jestem nieodgadniona. Sama, bez mężczyzny. Z dwoma chorobami. Albo i trzema. Uwielbiam papierosy, zwłaszcza mentolowe. Jestem domatorem. W szkole nie czyniono mi złośliwości z powodu szlacheckiego pochodzenia. Nigdy się nie wywyższałam, chociaz z czasem nauczyłam się wyżej podnosić głowe.
Jestem odludkiem.